O paradygmatach powinniśmy mówić jako o fundamencie nauki. Bez pewnych, ugruntowanych i z góry przyjmowanych modeli, żadna gałąź wiedzy nie zdołałaby wyjść nawet z fazy embrionalnej.



 {Brian Greene demonstruje elastyczność przestrzeni (za: Poza kosmosem, prod. National Geographic Channel).}

Równocześnie należy jednak pamiętać, że nawet najtwardszy paradygmat nie musi być prawdą ostateczną, a długo wyczekiwany przełom nierzadko wymaga jego skruszenia. Najlepiej uczy nas tego historia fizyki.

 
 
Pierwszy paradygmat, budzący dzisiaj uśmiech, wynikał z jak najbardziej trafnych przesłanek. Już człowiek pierwotny, posługujący się obserwacją w sposób niemalże instynktowny, zwrócił uwagę na podstawowe zasady rządzące mechaniką nieba. Widział jak w określony sposób, z pewną mierzalną częstotliwością, punkty nad jego głową zmieniały swoje położenie. Wysunął zatem szereg słusznych – z jego perspektywy – wniosków. Ziemia była dlań całym światem, bo przecież nie miał żadnych przesłanek aby uważać, że istnieje coś położonego poza horyzontem. Słońce i inne ciała niebieskie codziennie pojawiały się na wschodzie i zanikały na zachodzie, więc najwyraźniej krążyły wokół Ziemi, być może przylepione do jakiejś trwałej struktury. Co sprytniejsi szamani mogli również wysunąć argument „grawitacyjny” – Ziemia to centrum wszechrzeczy, bo wszystko na nią spada podczas gdy ona sama wydaje się nieruchoma. Inni wpadli na pomysł, jakoby nasza matczyna planeta w istocie powinna spadać, ale pozostaje wsparta na grzbiecie Atlasa bądź żółwiej skorupie.

 Nie można nazwać tego typu bajkopisarstwa pełnoprawną nauką, ale niewątpliwie człowiek od samego początku próbował racjonalizować oglądaną rzeczywistość i mimowolnie tworzyć pewne modele oparte o doświadczenie. Geocentryzm to nie tylko samo przyjęcie Ziemi jako absolutnego środka Układu Solarnego czy całego wszechświata, lecz także ideę człowieka jako istoty predestynowanej do wyższych celów, obdarowanej właśnie tym szczególnym miejscem w kosmosie. Jedno wynikało z drugiego, a obalenie pierwszego poglądu musiało skłonić wszystkich do powtórnego rozważenia roli człowieka w przyrodzie. Dzięki astronomii doszło do nagłej degradacji naszego gatunku. Z panów świata, zamieszkujących luksusowe śródmieście kosmosu, przeszliśmy do pozycji ponadprzeciętnie inteligentnych zwierząt, zameldowanych na pyłku krążącym wokół przeciętnej gwiazdy, leżącej w jednej z miliardów galaktyk. To bolało, ale pozwoliło ludzkości otworzyć oczy.

 NOWOŻYTNE PARYGMATY:

Wizja uniwersalnego i stałego wszechświata, przedstawiona przez Izaaka Newtona :

Przestrzeń jest absolutna przez swą naturę, bez związku z czymkolwiek zewnętrznym, pozostaje zawsze taka sama i nieruchoma”. Trudno mówić o jej właściwościach, tak samo jak trudno opisywać wnętrze jakiegoś pojemnika. Przestrzeń po prostu jest i pozwala na określenie, gdzie coś się dzieje.

Einsteinem, młody uczony, w dziejowych artykułach z 1905 i 1915 roku roku,  rozbił w puch tradycyjne i zdroworozsądkowe spojrzenie na rzeczywistość, ogłaszając, iż funkcjonuje ona dokładnie odwrotnie niż w niekwestionowanych dotąd pismach Newtona. W tym momencie przestrzeń przestała być traktowana jedynie jak bierna scena, zyskując przymioty swego rodzaju bytu; obdarzonego konkretnymi właściwościami i wpływającego na wszystkie zanurzone w nim ciała. Einstein zasugerował, że otacza nas niewidzialna, trójwymiarowa (kolejny paradygmat, który współcześnie próbuje się podgryzać) sieć, ulegająca skręcaniu, wleczeniu i zaginaniu. Napór masy zniekształca przestrzeń, ale i ona sama wpływa na ruch wszystkich obdarzonych masą obiektów.

WEDŁUG  NEWTONA :
 

„Czas jest absolutny, prawdziwy i matematyczny, sam z siebie i przez swą naturę upływa równomiernie bez związku z czymkolwiek zewnętrznym i inaczej nazywa się trwaniem”.

 W końcu czas to po prostu czas, zegar musi tykać i dla wszystkich powinien tykać tak samo. Bo jak mogłoby być inaczej?

Jednak  Albert Einstein  zerwał z wyznawaniem wyjątkowości czasu, traktując go jedynie jako równoprawny element większego konstruktu, zwanego czasoprzestrzenią. Aby kosmos Einsteina współgrał, stosownie do elastycznej przestrzeni, należało również przyjąć pogląd o względnym czasie;  zegarek każdego obserwatora w kosmosie tyka inaczej, zależnie od jego prędkości i masy (czyli tych samych czynników, które wpływają na kształtowanie przestrzeni). W miejsce trwałych przestrzeni i czasu, Einstein jako nową wartość absolutną, ustanowił prędkość światła w próżni. W ten sposób jeden paradygmat wypchnął drugi.

NIEMAL  W KAŻDEJ KULTURZE I RELIGII POJAWIA SIĘ MIT O WIELKIM POCZĄTKU :

Jednocześnie BIBLIA podaje, że świat został stworzony przez istotę wyższą w bardzo odległej przeszłości, dzięki czemu obecnie mamy szczęście żyć w gotowym i statycznym produkcie. Problemy pojawiły się wraz z nowożytnym opisem grawitacji, która musiała przecież jakoś wpływać na kosmos w skali makroskopowej. Wyjaśnienie tego dylematu przez pobożnego Newtona wyglądało w skrócie tak: „Wszystko jest stabilne bo dobry Bóg poukładał ciała niebieskie w idealnych odległościach, tak aby nic się nie zapadało ani nie rozszerzało”. Rzeczywiście, standardowe obserwacje, prowadzone w krótkiej skali czasu nie dawały podstaw do zwątpienia w stan stacjonarny. W końcu patrząc co noc w gwiazdy odnosimy wrażenie, że wszystko pozostaje w idealnej harmonii i regularnie wraca do tego samego położenia.

Nawet Einstein zdając sobie sprawę z implikacji własnych obliczeń, wiedział, że kosmos nie może po prostu stać w miejscu. Nie był tym zachwycony. W trosce o ostatni bastion newtonowskiej fizyki wprowadził dziwny twór, znany pod nazwą stałej kosmologicznej. Dodatkowy człon w równaniach, miał zapewnić, iż mimo oddziaływań grawitacyjnych wszechświat pozostałby stabilny. Dość szybko geniusz przekonał się, że desperacka obrona tego paradygmatu nie była potrzebna. Obserwacje galaktyk prowadzone przez Edwina Hubble’a oraz znacznie późniejsze odkrycie mikrofalowego promieniowania tła, stanowiły żyzną glebę dla bujnego rozwoju świeżej koncepcji. Nowa astronomia wykazała, że wszechświat ciągle ekspanduje, a zatem w dalekiej przeszłości musiał być znacznie mniejszy i cieplejszy. W każdym razie, na pewno nie jest statyczny.

BEZWZGLĘDNOŚĆ POMIARU :

Dotychczasowy paradygmat wynikał z tego co podpowiada nam zwykła logika i posiadana wiedza. Kopiąc piłkę, strzelając z pistoletu, czy obserwując ruch planet po orbitach, widzimy jak każdy obiekt zaczyna w punkcie A, sunie po oczywistej trajektorii, aż w końcu dociera do celu B. Wszystko jest pewne i całkowicie możliwe do dowolnie dokładnego opisu, jeśli tylko posiadamy odpowiedni sprzęt. Stąd wynikały naturalne próby tworzenia „planetarnych” modeli atomu, wewnątrz których cząstki poruszałyby się nie inaczej niż planety w Układzie Słonecznym. Rzecz w tym, że protony i elektrony jakoś niespecjalnie chciały pójść fizykom na rękę i dostosować swój ruch do tej eleganckiej analogii.......

NAUKA TO CIĄG pomysłów zastępowanych po pewnym czasie, przez pojawiające się nowe odkrycia. Prawda ostateczna (jaka by ona nie była) nie znajduje się w naszym zasięgu, a ludzkość będzie do niej nieustannie dążyć, aż nastanie jej kres.....

Natomiast same paradygmaty to niezbędna bieżnia dla tej niekończącej się gonitwy. Postęp dokonuje się w kolejnych krokach, a trudno byłoby je stawiać, za każdym razem badając od zera grunt, po którym stąpamy. W każdym razie, nasz marsz zamiast przyśpieszyć, okazałby się znacznie wolniejszy.......

 (kwantowo.pl)

CIEKAWOSTKI (gify) :











 

Być może tak będzie wyglądać z perspektywy ziemskich obserwatorów eksplozja oddalonej o 460 lat świetlnych Betelgezy (za: Kosmos. Śmierć nadolbrzyma).










Zarejestrowane przez Solar Dynamics Obserwatory „tornado”. Plazmowa anomalia miała rozmiary pięciokrotnie większe od naszej planety.










Porównanie rozmiarów Marsa i Ziemi.










Obrazowe umiejscowienie dwóch największych gruzowisk Układu Słonecznego: Pasa Głównego oraz Pasa Kupiera (za: How the universe works? Finding Proof of the Kuiper Belt).










 Oto ile nowych planetoid poznaliśmy w ciągu ostatnich kilku dekad.

POLSKI KLUB DEMOKRACJI KWANTOWEJ - SPOTKANIA Z NAUKĄ....

Św. Augustyn zastanawiał się w XI księdze Wyznań nad nieuchwytnością czasu i faktem, że przeszłość i przyszłość nie istnieją w teraźniejszości. Nie da się więc rzeczywiście zmierzyć czasu pomiędzy dwoma zdarzeniami, gdyż pierwsze zdarzenie przeminęło i już nie jest do dyspozycji pomiaru. Czas wydaje się jednak być nieodłączny z ruchem materii i na podstawie tego – np. wskazówki zegara, dokonujemy jego subiektywnego pomiaru. Oznacza to, iż czas nie jest czymś absolutnym i obowiązującym zawsze i wszędzie na tych samych zasadach. W naukach ścisłych przez wieki utrzymywał się obraz czasu jako pewnego rodzaju eteru, który jest niezależny od materii i przestrzeni i jednakowy w całym Wszechświecie. Dopiero teoria względności Alberta Eisteina zerwała z taką koncepcją czasu. Okazało się, że tempo upływu czasu jest zależne od materii i energii, a sam czas nieodłącznie związany jest z przestrzenią tworząc tzw. czasoprzestrzeń..... 

 

Polski Klub Demokracji Kwantowej Warszawa- Wrocław










       Serdecznie pozdrawiam. Helena